bankrobber bankrobber
269
BLOG

Powrót korporacji - Mendzie w odpowiedzi

bankrobber bankrobber Polityka Obserwuj notkę 12

Zastanawiam się, czy w tak zwanym dyskursie publicznym istnieje sprawy bardziej zmitologizowana od sprawy aplikacji prawniczych i związanych z tym uprawnień korporacji. Wszyscy gromko krzyczą: „otwierać korporacje!”. Nie dalej jak dzisiaj w „Rzeczpospolitej” Ewa Usowicz załamuje ręce nad ujawnioną właśnie koncepcją Ministerstwa Sprawiedliwości, zgodnie z którą ilość aplikantów adwokackich miałaby być prawnie ograniczona. Nie wiem jak potoczy się dyskusja nad tym pomysłem, ale przypuszczam, że mało kto go będzie bronił. Ja uważam założenie za słuszne – i oto dlaczego:

 

Generalnie rzecz biorąc mało kto ma ochotę zastanowić się nad konsekwencjami takiego czy innego prawnego ukształtowania procesu rekrutacji. My tutaj, na Salonie 24, jesteśmy oczywiście dorosłymi ludźmi i wiemy, że podejmowane przez nas decyzje odnoszą skutek w różnych sferach, często nawet bardzo odległych od przedmiotu decyzji. Co więcej, bardzo często jest tak, że podejmowane przez nas decyzje niosą za sobą konsekwencje jasne i oczywiste – tyle tylko, że wypadałoby umieć je zauważyć.

 

Ewa Usowicz powiada zatem: „otwierać aplikacje”. A ja zadaję pytanie - matkę wszystkich pytań: KTO ZA TO ZAPŁACI?

 

Wykształcenie aplikanta pociąga bowiem za sobą koszty. Łatwo jest być pięknoduchem i o tym nie pamiętać. Kosztem dla władz palestry jest zapewnienie sal wykładowych i wykładowców. Wykładowcami są adwokaci – praktycy, sędziowie, czasem prokuratorzy czy osoby z uniwersytetów (chociaż rzadziej, bo kształcenie ma kierunek praktyczny). Nie oszukujmy się: nikt nie będzie prowadził wykładów za darmo.

 

Obowiązek odbycia praktyki sądowej pośrednio nakłada na Sądy obowiązek przyjęcia aplikantów. To również wiąże się z kosztami, relatywnie być może niewielkimi, ale w skali sądownictwa istotnymi. Chodzi o sędziowski dodatek do pensji z tytułu sprawowania funkcji patrona.

 

Problem braku sal wykładowych i wykładowców oczywiście można rozwiązać przerzucając całkowicie koszt kształcenia na samych aplikantów. Już w tej chwili aplikanci ponoszą wysokie koszty, niemniej jednak musiałyby być one znacznie wyższe. Ale wiadomo jaki wywołałoby to efekt w mediach - wyobrażam sobie, co Ewa Usowicz napisałaby na swoim blogu.

 

Wróćmy jednak do problemu limitu przyjęć na aplikację. Limity przyjęć na aplikacje to mniej więcej to samo co limity przyjęć do jakiegoś lekarza - specjalisty. Lekarz może przyjąć na przykład dziesięciu pacjentów dziennie, a korporacja może wykształcić tylko pewną określoną liczbę aplikantów na raz.

 

Podstawowym problemem, już niezależnie od wskazanych wyżej problemów finansowych,  jest bowiem konieczność zapewnienia patronatu. Kiedyś rzeczywiście było tak, że liczba aplikantów nie przekraczała 10 - 15 % liczby adwokatów czynnych zawodowo. W tej chwili, przede wszystkim na skutek reform Ziobry, w mojej Izbie oczekuje się, że na skutek tegorocznego naboru po raz pierwszy liczba aplikantów przekroczy liczbę adwokatów.

 

W tej chwili zatem dosyć często jest tak, że adwokat, który przyjmuje aplikantów, ma ich już po dwóch - trzech. Większość adwokatów ma jednego aplikanta. A, proszę mi wierzyć, decyzja o przyjęciu aplikanta nie jest decyzją łatwą.

 

Stosunek aplikanta z adwokatem zazwyczaj zbudowany jest na zasadzie umowy o pracę, czy też umowy nienazwanej prawa cywilnego. Większość moich znajomych zatrudnia swoich aplikantów. Nie ma takiego prawnego obowiązku, ale znaczna część z nas nie wyobraża sobie innego sposobu uregulowania stosunków z podopiecznym. Wynika to z poczucia odpowiedzialności za aplikanta. Jeżeli nie zapewni się aplikantowi możliwości zarobkowania (u siebie), aplikant, jak każdy człowiek, zajmie się sprawami bytowymi i nie będzie się rozwijał zawodowo, a po to jest aplikacja. Relacje ekonomiczne między adwokatem a aplikantem są jasne: adwokat płaci aplikantowi, a ten dla niego pracuje. To co zarobi, w dużej mierze przeznacza na opłacenie swojego kształcenia. Mogą Państwo uważać to za niesprawiedliwe (jeżeli są Państwo socjalistami), ale taka jest normalna kolej rzeczy. W każdym zawodzie w młodości płaci się frycowe.

 

Każdy z czytelników, który tylko nie jest socjalistą, wie, że nie można na żadnego przedsiębiorcę nałożyć obowiązku zatrudniania większej ilości pracowników niż przedsiębiorca ten chce i na ilu go stać. Prawda jest taka, pamiętajcie o tym Państwo, że są kancelarie duże i kancelarie malutkie. Rachunek ekonomiczny obejmuje wszystkich.

 

Oczywiście można wyobrazić sobie rezygnację z modelu kształcenia opartego na patronacie. Zostawmy już rozważania, czy byłoby to dobre czy niedobre rozwiązanie. Ja uważam że niedobre. Ale jeżeli rezygnacja to co w zamian? No właśnie, co…? Dlatego właśnie ustanowienie limitu przyjęć na aplikację jest niezbędne. Wynika to nie z krwiożerczych zapędów ministra, ale ze zdrowego rozsądku.

 

Wszystkich zasmuconych (lub oburzonych) muszę tutaj pocieszyć: Szanowni Państwo! Korporacje prawnicze są już otwarte. Są otwarte w taki sposób, że nie da się ich już, chociażby i miało się taki zamiar, zamknąć. Wszystko to za sprawą zmian wprowadzonych przez PiS. Teraz po prostu trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość i poczekać dwa – trzy lata na efekty tego, co PiS zrobił dwa lata temu. Za dwa – trzy lata rynek prawniczy będzie wyglądał inaczej niż teraz. Adwokatów będzie pewnie ponad dwa razy więcej niż obecnie. Będą mogli przyjąć więcej aplikantów, i tak dalej, i tak dalej… Przekonają się Państwo.

  

ps. tekst Mendy „Cielęta” był genialny. Wyrazy szacunku.

bankrobber
O mnie bankrobber

never hurt nobody

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka